Gdy zabraknie prądu, Anna umrze...

Przenośny koncentrator tlenu, który pozwoli Ani wydostać się z domu
Zakończenie: 31 Marca 2017
Opis zbiórki
Anna od 3 lat nie wyszła z domu, nie była w sklepie, na poczcie, nie odwiedziła swojego wnuczka. Jej świat ogranicza dzisiaj cela własnego mieszkania i długość zielonego przezroczystego wężyka aparatu, który sprawia że Ania wciąż może żyć, jednak życie z tak wielką niewydolnością oddechową może trwać tylko dzięki generatorowi tlenu, urządzeniu, które jednocześnie ratuje życie i zarazem odbiera wszystkie to co w nim piękne...
Każdy dzień do znudzenia podobny, długi i beznadziejnie samotny. Te dni to już dla Ani kilka zapisanych kalendarzy, ogromna samotność i jeszcze większa tęsknota, za tym, co dzieje się za oknem, tam, gdzie nie ma szans zejść, dokąd nie może się już wydostać. Od 3 lat nie byłam u rodziców na cmentarzu, nie odwiedziłam wnuczka, nie wiem, co teraz jest na półkach w sklepie – opowiada. Pochowana za żywca, zamknięta w mieszkaniu bez szans na to że coś się zmieni. Koncentrator tlenu to bliska 40-kilowa maszyna na stałe podłączona do prądu, pracująca w dzień i w nocy, bez przerwy, bo przerwa oznacza śmierć.
15 minut – tyle Ania może wytrzymać po awarii prądu. Po tym czasie przychodzi niedotlenienie, omdlenie, i uszkodzenie mózgu. Tylko tyle czekała będzie na śmierć w chwili, gdy zawiedzie sieć lub elektryczny mechanizm koncentratora. Jedyną szansą w chwili awarii jest dla mnie telefon na straż pożarną, ale czy zdążę zadzwonić, czy oni zdążą przyjechać? – opowiada ze smutkiem Anna.
Kiedyś kochałam to życie, cieszyłam się z każdego dnia, teraz jest mi zwyczajnie przykro, bo wszystko toczy się jakby poza mną. Przez chorobę nie byłam na ślubie syna, na chrzcinach wnuczka, przywiązana jak pies do budy do koncentratora – mówi rozżalona Anna. 3 lata temu wycięto jej jedno płuco, a obturacyjna choroba płuc zniszczyła drugie. Tlen stał się na wagę złota, bo żaden organizm nie może bez niego funkcjonować. Przenośny koncentrator tlenu, urządzenie małe i jednocześnie doskonałe, takie, które pozwoli przestać się bać, że któregoś razu umrze, w pełni świadoma tego, że odchodzi, że pomoc nie nadejdzie. W tej chwili alternatywy nie mam, jeśli moja 30-kilogramowa kula przy nodze, się zepsuje lub zabraknie prądu, nie mogę się przełączyć na nic innego, tylko czekać na cud. Taki 2-kilogramowy koncentrator zasilany bateriami to dla Ani teraz największe marzenie, które pozwoli wyjść z domu, zrobić zakupy, przetrwać ewentualną awarię urządzenia domowego. Kiedyś miałam siły, by walczyć z chorobą, łudziłam się, że wrócę do normalnego życia, które zawsze tak kochałam – wspomina Anna.
Życie na uwięzi, życie z rurką, którą płynie życiodajny tlen, ale to nadal życie, ogromna radość, z tego że wciąż można się rano budzić, patrzeć jak rosną i dorastają dzieci, cieszyć się ze zbliżających świąt. Każdy dzień jest dla Anny mieszanką wdzięczności i strachu, z którym żyje a mimo to, którego nie jest w stanie oswoić. Przenośny koncentrator rozwiązałby wszystkie problemy, oddałby to, co zabrała choroba i pozwolił cieszyć się wreszcie życiem. Niestety takie urządzenie to duże pieniądze, zbyt duże jak na emerytkę.
Wszystkie możliwości refundacji urządzenia przepadły, dlatego potrzebni jesteśmy my, ludzie, którzy zrozumieją, położenie człowieka, który, choć żyje, powoli umiera dla świata. Po co mojemu wnuczkowi babcia, która nigdy nie pójdzie z nim na spacer, nie pojedzie na wakacje, nie zabierze go do lasu? Tak sobie zawsze wyobrażałam bycie babcią… Teraz Anna czuje się jak eksponat, który można tylko odwiedzić, obejrzeć, pożegnać i wrócić do normalnego życia. Ona zostanie w swoim mieszkaniu.
Anna odbiła się już od wszystkich urzędów i wszędzie dostała odmowy, dlatego pozostało jej prosić o pomoc tutaj, w miejscu, gdzie dzieją się cuda. Pomóżmy tej wspaniałej kobiecie, wrócić do świata, z którego przecież pochodzi i do którego wciąż może należeć. Musimy tylko odpiąć łańcuch, który już na tyle lat odebrał jej radość życia.