Ratujemy serduszko Antosia

Operacja serduszka w Munster (Niemcy) - II etap
Zakończenie: 28 Lutego 2015
Rezultat zbiórki
Opis zbiórki
Antoś miał być naszym pierwszym, wyczekanym dzieckiem. Ale gdy w 20 tygodniu podczas kontrolnych badań, a zaraz potem w specjalistycznym szpitalu, dowiedzieliśmy się, że brakuje prawej komory, myśleliśmy, że jeszcze go nie poznaliśmy, a już go straciliśmy. Choć na monitorze jego maleńkie serce biło niczym silny i potężny dzwon, było dla nas ogromną abstrakcją, jak może go być tylko połowa. To serduszko mamy wspomagało bicie jego połowy serduszka. Do czasu narodzin pozostanie bezpieczny.
Od momentu, w którym usłyszeliśmy lawinę złych słów: brak prawej komory serduszka, zły spływ żył, odwrócenie trzewi (żołądek po prawej stronie), niewidoczna śledziona, rozpoczął się dramat w naszym domu. Spokojne i radosne chwile oczekiwania przemieniły się w przepełnione strachem, bólem wymieszanym ze łzami o nasze jeszcze nienarodzone dzieciątko. Mieliśmy też czas, aby oswoić się z tą myślą, choć w głowie do dzisiaj nie potrafimy sobie wyobrazić, jak nasz synek żyje, uśmiecha się i samodzielnie oddycha, jak jego serduszko musi się męczyć. Choć istnieje tylko w połowie, pracy mu nie ubywa. Brak jednej komory sprawia, że Antek choć na pozór zdrowy dużo szybciej się męczy. Antek pojawił się na świecie w lutym 2014. Pierwszy dźwięk, donośny płacz, buziaki od mamy, ramiona taty. Silny i odważny, choć w środku jego serduszko z ogromnym ciężarem wybija już nie tak rytmiczny marsz jak w bezpiecznym brzuszku mamy.
Zanim Antoś pojawił się na świecie, zdążyliśmy przygotować się na wszystko, co nas czeka. Wiedzieliśmy, że z połowy serduszka konieczne będzie stworzenie serca jednokomorowego, że konieczne będą operacje oraz leki, które już do końca życia będzie musiał brać. Ogromny strach i obawy zamieniliśmy na pozytywne myślenie. Najważniejsze, że będzie żył i go nie stracimy. Pierwsza operacja odbyła się w 13 dobie życia. Silny i odważny poradził sobie z pierwszym etapem. Po miesiącu spędzonym na oddziale wróciliśmy do domu, oczekując kolejnego etapu. Wierzyliśmy, że polska służba zdrowia dba o swoich pacjentów i w odpowiednim terminie, przed ukończeniem 6 miesiąca zostanie wyznaczony termin kolejnej operacji. Gdy w czerwcu pojawiliśmy się w poradni kardiologicznej, dowiedzieliśmy się, że do końca roku nie ma już terminów, a w pierwszej kolejności są operowane dopiero co urodzone maleństwa. Wtedy również wśród wystraszonych spojrzeń niewinnych dzieci, wyczerpanych czekaniem rodziców dowiedzieliśmy się, że musimy wziąć w swoje ręce serduszko naszego synka i szukać pomocy, gdzie tylko się da.
Po konsultacji u profesora Malca dowiedzieliśmy się, że operacja powinna się odbyć najpóźniej z końcem wakacji i choć niedługo nasz synek skończy roczek, jeszcze nie został ustalony termin. W przypadku chorych serduszek – ważny jest czas. Zbyt długie oczekiwanie na kolejną operację wiąże się z wieloma powikłaniami, trudnym przebiegiem operacji, a także wydłużającym się powrotem do sprawności. Niejednokrotnie opóźnienie wykonania operacji pociąga za sobą konieczność dodatkowych mocno obciążającym operacji.
Tylko pomoc masy gorących i dobrych serc uchroni Antka przed wieloma komplikacjami oraz pozwoli spokojnie żyć z połową serduszka. Rodzice Antka musieliby zebrać 200 ton nakrętek, żeby móc opłacić kosztowną operację ratującą serduszko ich synka. To niewykonalne. Tak wiele serduszek zostało uratowane przez profesora Malca, dlaczego Antoś miałby nie otrzymać tej szansy?
AKTUALIZACJA 16.01.2015r.
Uśmiech z buzi Antka nie schodzi - jakby przeczuwał jak wiele dobrych serduszek walczy o jego połówkę. Aktualizujemy licznik i rozkręcamy machinę pomagania, bo termin już znamy: 13 marca 2015 roku. A walczyć będziemy do końca: póki licznik nie zazieleni się mocą naszych serc. Jedną nogą Antoś już jest w Munster i czeka na profesora serduszko :)