Przeszłam już tak wiele, potrzebuję rehabilitacji. Pomóż mi!

pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym w Dąbku oraz w miejscowości Borne Sulinowo
Zakończenie: 5 Grudnia 2018
Opis zbiórki
Mam już ponad 50 lat i chorobę, która odebrała mi samodzielność. Nie jest w stanie funkcjonować bez pomocy drugiego człowieka, nie jestem w stanie chodzić do pracy i zarabiać, by zapewnić sobie podstawowe potrzeby. Tak bardzo, choć na chwilę, chciałabym zatrzymać chorobę. Poczuć, że znów mogę coś zrobić, nie prosząc wiecznie o pomoc. Teraz nie mam wyjścia. By móc powstrzymać stwardnienie rozsiane, potrzebuję ludzi dobrej woli…
To było 35 lat temu, a pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Widzę dokładnie to miejsce, tego lekarza i słyszę jego słowa, które są jak wyrok. Stwardnienie rozsiane. Nie będąc lekarzem, zdawałam sobie sprawę, co to dla mnie oznacza. Powoli choroba zabierze mi samodzielność, odbierze niezależność. To choroba nieuleczalna, a jej postęp można tylko starać się zatrzymać. Wiedziałam, że czekają mnie dni, kiedy nie będę miała siły, by wstać z łóżka, pójść do łazienki, czy nawet otworzyć oczu. Choroba zagości w moim życiu na dobre i już każda dziedzina mojego życia, będzie jej podporządkowana…
Gdy nie mogłam zrobić nic, prócz pogodzenia się ze stwardnieniem rozsianym, musiałam zaakceptować to, że już zawsze będzie ze mną jak niechciany ciężar, niesiony przeze mnie aż do końca… Miałam wielką nadzieję, że odnajdę wsparcie w mężu, człowieku, który miał być ze mną w zdrowiu i chorobie. Jak wiele było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że mężczyzna, który miał mi być najbliższy na świecie, myśli jedynie o sobie i swoim nałogu. Alkohol ostatecznie przekreślił nasze małżeństwo, a ja rozumiałam, że mogę już liczyć tylko na siebie…
Mimo smutku i załamania, jakie przeszłam w czasie rozstania z mężem, choroba nie dawała o sobie zapomnieć. Dodatkowy, ciągły stres związany z mężem tylko potęgował rozwój choroby. Zaczynało się tak niewinnie, problemy ze wzrokiem, czasem mową, uczucie gorąca – tak naprawdę wszystkie te objawy nie mówiły jednoznacznie, że to musi być stwardnienie rozsiane, a jednak…
Jeszcze do niedawna byłam w stanie przejść kilka kroków przy pomocy chodzika – dzisiaj jest to niemożliwe. Nie mam już siły, by wstać z wózka. Nie wiem, ile czasu mi zostało, ale mimo to, chcę walczyć o siebie do samego końca. Życie z tą chorobą bez leczenia, to droga donikąd, a ja mam cel, tym celem jest zatrzymanie choroby! Przecież mam dopiero 54 lata, niektórzy w moim wieku żyją pełnią życia, a ja każdego dnia muszę prosić o pomoc…
Bez pomocy mojej siostry nie miałabym nawet gdzie mieszkać. Nie stać mnie na wynajem mieszkania czy pokoju, nie biorę też leków. Jedyne, w co teraz wierzę, to intensywna rehabilitacja, której koszt spędza mi sen z powiek. Wiem, że jeśli nie będę się mogła dalej rehabilitować, bardzo szybko nadejdzie dzień, w którym nawet nie wstanę z łóżka. Proszę, pomóż mi, tak bardzo chcę pokazać, że stwardnienie rozsiane można zatrzymać!