Gdzieś między życiem a śmiercią tli się nadzieja

Intensywna rehabilitacja, umożliwiająca wybudzenie i odzyskanie sprawności
Zakończenie: 21 Października 2018
Rezultat zbiórki
Smutne wieści dotarły do nas z rana... Pani Elżbieta zasnęła po raz ostatni. Wierzymy, że jest teraz tam, gdzie nie ma już bólu i cierpienia...
Cała rodzina walczyła dzielnie o swoją ukochaną żonę, mamę i babcię. Pani Elżbieta również się nie poddawała - po ciężkim urazie, z pomocą najbliższych, starała się wrócić do zdrowia. Dziś już odpoczywa...
Dziękujemy Wam wszystkim, że daliście nadzieję i pomogliście kontynuować walkę o zdrowie. Los niestety bywa okrutny.
Bliskim i rodzinie Pani Elżbiety składamy najszczersze wyrazy współczucia.
Opis zbiórki
Jedna chwila, która niszczy życie. Upadek? Poślizgnięcie? Nikt nie wie, co się wtedy stało. Mama, jak co dzień, wyszła do pracy. Nie zdążyła tam dotrzeć. Znaleźliśmy ją na klatce, w kałuży krwi, która niczym przerażająca aureola otaczała jej rozbitą głowę. Potem miała przyjść śmierć. Uciekliśmy jej cudem, ale mama teraz żyje w zawieszeniu między dwoma światami. To takie niesprawiedliwe… Błagam, pomóżcie obudzić moją mamusię!
Jeszcze dwa dni wcześniej świętowała Dzień Babci. Wnuki zjawiły się w komplecie, były laurki, prezenty i życzenia - przede wszystkim zdrowia i szczęścia. Zawsze składamy takie życzenia, jednak bez głębszej refleksji. Przecież nikt się nie spodziewa, że za chwile jakaś bliska nam osoba będzie umierała na naszych oczach. Teraz, świadomie i intensywnie, modlimy się o zdrowie naszej ukochanej żony, mamy i babci. Dbamy o nią najlepiej jak potrafimy, chociaż zostaliśmy z tym zupełnie sami. Moja mama całe życie pomagała innym. Czy teraz los się odwdzięczy i ktoś pomoże jej? Prosimy o to z całego serca.
To był zwykły dzień, jakich wiele. Myślisz może, że koniec świata przychodzi w środku burzy, a tymczasem skrada się dyskretnie, gdy Ty smacznie śpisz. Ja też spałam, gdy moja mama wychodziła do pracy. Była księgową, kochała to, co robiła. W tym roku miała przejść na zasłużoną emeryturę by - jak sama mówiła - poświęcić się wnukom i rodzinie. Nie zdążyła… Obudził mnie łomot do drzwi. Zerwałam się wystraszona - wiedziałam, że musiało stać się coś złego. To był sąsiad. Krzyczał, że chyba nie żyje. Kto? - dopytywałam. Odpowiedział: pani Ela! Byłam w takim szoku, że nie docierało do mnie to, co się stało. Zbiegliśmy na półpiętro, gdzie leżała moja mama - nieprzytomna, w kałuży krwi.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Karetka, szpital, smutek w oczach lekarzy i te najgorsze słowa - proszę się pożegnać z mamą, prawdopodobnie nie dożyje poranka. Doznała rozległego urazu czaszki i mózgu, rokowania były pesymistyczne. Nie wierzyliśmy. Jak to się mogło stać? Przecież była okazem zdrowia! Wystarczył upadek, który zniszczył to wszystko, zniszczył nasz świat. Płakaliśmy, błagaliśmy, modliliśmy się. I stał się cud! Mama przeżyła dobę, potem kolejną i następną. Była w ciężkim stanie, ale żyła! Z tego cieszyliśmy się najbardziej. Nie oddycha jednak sama - musi być podłączona do respiratora, który jest jej przepustką na życie. Jest w śpiączce i nie wiemy, czy nas słyszy, czy czuje ból…
W szpitalu więcej nie mogli zrobić. Wypisali nas, a my zostaliśmy zdani tylko na siebie - bez żadnej pomocy, bez wsparcia. Chcieliśmy zabrać mamę do domu, by czuła się bezpiecznie i była wśród kochającej rodziny. Stan był jednak zbyt poważny, musiała trafić do ośrodka, pod profesjonalną opiekę medyczna. Jeździmy tam codziennie. Zmieniamy się z tatą i rodzeństwem, by cały czas ktoś przy niej był, ćwiczył, rehabilitował. Widzimy innych pacjentów, którzy pozostawieni sami sobie, powoli umierają. A my chcemy odzyskać mamę i wierzymy, że to się uda! Chociaż staramy się ze wszystkich sił, cały czas rzucają nam kłody pod nogi... Mama przepracowała 45 lat, była ubezpiecznona, ale teraz musimy płacić za każdą konsultację lekarską z własnej kieszeni. Dla państwa jesteś ważny tylko wtedy, gdy jesteś zdrowy, pracujesz, płacisz podatki. Gdy to Ty potrzebujesz pomocy, musisz liczyć na tylko na siebie i na ludzi, których obchodzi Twój los... A przecież musimy walczyć, nie możemy się poddać!
Do czasu nieszczęśliwego wypadku mama była pełną życia, uśmiechniętą osobą. Nigdy się nie poddawała i zawsze mówiła nam „Dacie radę!”. Miała tyle planów na przyszłość, uwielbiają spędzać czas z piątką swoich wnuków, które dzisiaj teraz tak bardzo za nią tęsknią. Codziennie pytają, czy babcia już się obudziła i kiedy do nich wróci. Najmłodszy wnuk szuka jej w mieszkaniu, raczkuje z pokoju do pokoju i woła „ba-ba”. Nie wie, że babci już nie ma, że może nigdy nie wrócić...
Czas jest naszym wrogiem. W przypadku śpiączki wywołanej urazem mózgu trzeba zacząć rehabilitację jak najszybciej. Największym problemem jest to, że mama nie oddycha samodzielnie. Przez to żaden ośrodek nie chce podjąć się terapii… Pomoc od NFZ skończyła się w momencie opuszczenia szpitala. Jesteśmy zdani na prywatne ośrodki, które kosztują fortunę. Cały czas szukamy pomocy w całej Polsce konsultując się z lekarzami oraz specjalistami w dziedzinie neurologii. Sami pobudzamy mamę poprzez ćwiczenia, zapachy, muzykę. Jednak to wciąż za mało...
Pojawiła się szansa - znaleźliśmy prywatny ośrodek rehabilitacyjny, który podejmie się przestawienia mamy z respiratora na własny oddech. To pierwszy, konieczny etap, by przystąpić do dalszej rehabilitacji. Walczymy o mamę ze wszystkich sił. Bardzo ją kochamy i nie poddamy się. Musimy poruszyć niebo i ziemię, żeby udało się nam uzbierać pieniądze na jak najdłuższy pobyt w ośrodku, który daje bardzo dużą szansę na poprawę jej stanu zdrowia. Całe życie to ona się nami zajmowała, teraz my musimy zawalczyć o nią. Bardzo prosimy o wsparcie, bo sami nie damy rady…