Świat bez bólu i cierpienia...

spełnienie marzenia - zakup jeepa na akumulator
Zakończenie: 18 Kwietnia 2016
Rezultat zbiórki
Kubuś urodził się jako zdrowe, wyczekane maleństwo, ale kiedy miał zaledwie 3 latka przyszło mu się zmierzyć z najgorszym wrogiem – rakiem. Ostra białaczka limfoblastyczna, 98% komórek nowotworowych w szpiku, 8 miesięcy chemioterapii szpitalnej, porażenie mięśni, utrata podstawowych umiejętności – chodzenia, mówienia – tego wszystkiego doświadczył mały Kuba. Teraz chłopczyk próbuje zapomnieć o przeżytej traumie. Pomagają mu w tym jego dziecięce marzenia. Największym z nich był jeep na akumulator oraz nowe łóżeczko.
Nasz 4-letni bohater pierwszą paczkę dostał tuż przed wyjazdem do szpitala na 3-dniowy pobyt. Widok zaskoczenia i zachwytu na buzi Kuby, kiedy ujrzał swoje nowe łóżko, był wprost nie do opisania. Wieczorem okazało się, że kolejna paczka czeka już w domu... Kuba nie mógł się doczekać autka. Jak tylko wrócił ze szpitala, na werandzie zobaczył ogromny karton. Myślał że to tylko zwykłe pudełko, z którego będzie mógł zrobić garaż dla swoich autek, jednak w pokoju czekały już na niego poskładane przez tatę łóżko i jeep. Okrzykom radości nie było końca. Malec od razu musiał iść na podwórko przetestować samochód. Jazda spodobała mu się do tego stopnia, że nie chciał wrócić na noc do domu. Jak już w końcu rodzicom udało się skłonić synka do powrotu, zastrzegł sobie, że tej nocy chce spać w nowym łóżku z autem! Następne dni były podobne. Kuba nauczył się tak szybko jeździć, że tata musi go teraz gonić na rowerze.
Widok roześmianego, szczęśliwego chłopczyka jest bezcenny! Następnie do Kubusia dotarły także zabawki, które dopełniły czarę radości – garaż dla autek, samochodziki, a także pościel w auta – to wszystko sprawiło Kubusiowi wielką radość! Serdecznie dziękujemy wszystkim Pomagaczom, którzy przyczynili się do spełnienia marzenia Kuby. Właśnie w takich chwilach można dowiedzieć się, jak wspaniali ludzie są wokół nas...
Opis zbiórki
Rodzinna sielanka – rodzice i ich wyczekany maluszek, rosnący zdrowo, niesprawiający żadnych problemów. To trwało tylko trzy lata. Potem przyszedł ON – najgorszy wróg, jakiego mogli sobie wyobrazić. Z dnia na dzień wesoły Kubuś został jednym z wielu dzieci, które zamieniły dom na sterylnie białe sale szpitalne. Tak nagle stracił nie tylko włoski na głowie, lecz także całą radość życia.
4-letni dziś chłopiec urodził się jako zdrowe maleństwo i od razu został oczkiem w głowie młodych rodziców. Było to ich pierwsze, wyczekane, upragnione dziecko. Trzy lata wyglądały tak, jak sobie wymarzyli. Kuba rósł, wspaniale się rozwijał, tryskał radością i energią, biegał, zaczynał mówić – był promyczkiem rozjaśniającym każdy kolejny wspólny dzień. Niestety, jesienią 2014 roku zaczęły nadciągać ciemne chmury, które już wkrótce miały prawie całkowicie zasłonić to małe słoneczko. Pierwszym zwiastunem zbliżającej się katastrofy był olbrzymi krwiak, który pojawił się na czole chłopca, po uderzeniu w główkę. Niedługo przed trzecimi urodzinami Kubuś trafił na hematologię, ale już wkrótce okazało się, że jego drugim domem zostanie inny oddział – najstraszniejsze miejsce na ziemi – onkologia dziecięca. U chłopca zdiagnozowano ostrą białaczkę limfoblastyczną. Maluszek miał 98% komórek nowotworowych w szpiku. Musiał dołączyć do grona małych istot z ogolonymi główkami, podpiętych do kroplówek, z których sączyła się „lecznicza trucizna”.
W czasie 8 miesięcy spędzonych w szpitalu, Kuba bardzo ciężko znosił chemioterapię i miał liczne powikłania po podawaniu sterydów. Dwukrotnie przestał chodzić z powodu porażenia mięśni, wymiotował krwią oraz miał przepalone wargi i przełyk, ale najgorsze spustoszenie choroba poczyniła w jego delikatnej psychice. Chłopczyk był tak mały, kiedy zaatakował go rak, że nie rozumiał, co się z nim dzieje. Towarzyszył mu strach przed bólem, lekarzami, tymi krótkimi chwilami, kiedy mama i tata znikali z zasięgu wzroku, białymi salami i korytarzami pełnymi bladych, łysych dzieci i ich smutnych rodziców. Takiego świata nigdy wcześnie nie widział. Nie chciał w nim być! Nie pojmował, co się stało z jego dawnym, radosnym światem – tym, który znał i kochał. Ktoś go zabrał? Nie ma go już? Czy teraz już na zawsze będzie uwięziony w tym obcym, okropnym miejscu? Nie na każde z pytań chłopca istniała odpowiedź… Kumulujący się stres oraz skutki uboczne chemii spowodowały, że Kuba nie tylko przestał chodzić, samodzielnie jeść, lecz także korzystać z toalety oraz mówić. Zamknął się w sobie – chciał przestać myśleć o otaczającym go koszmarze. To był jego sposób obrony.
Obecnie chłopiec przyjmuje chemioterapię doustną i coraz więcej czasu spędza w domu. Nabiera sił. Najgorsze już za nim, ale ciągle jeszcze walczy z różnymi powikłaniami i czeka na ogłoszenie przez lekarzy ostatecznego zwycięstwa nad chorobą. Od nowa uczy się utraconych umiejętności. Chce odzyskać zaufanie do świata i ludzi. Zeszły rok był najcięższym w życiu małego chłopczyka i jego rodziny. Ten czas wszyscy chcieliby wymazać z pamięci. Kubuś ciągle reaguje krzykiem i płaczem na słowa związane ze szpitalem, lekarzami i badaniami. Wszystko pamięta. Rodzice robią, co mogą, żeby ich ukochany promyczek znowu był szczęśliwym dzieckiem i nie myślał już o chorobie, ale na razie jego światełko jest ciągle bardzo słabe i blade. Dzięki Waszej pomocy możemy sprawić, by nabrało trochę mocy.
Nie trzeba wiele. Chłopczyk ma jedno wielkie marzenie, którym jest jeep na akumulator, taki z dźwiękiem i światłami. Chciałby poczuć się jak prawdziwy kierowca i w swoim nowym pojeździe wyruszyć w daleką podróż – do dawnego świata, w którym czeka na niego utracone dzieciństwo. Bardzo byśmy chcieli, żeby dom Kuby znów wypełnił się jego śmiechem. Żeby jak najwięcej dni upływało mu na zabawie do utraty tchu. Żeby znów promieniał!