Żeby mój tatuś wyzdrowiał... - potrzebne wsparcie dla Jacka

Zakup pionizatora – by Jacek mógł intensywnie ćwiczyć w domu
Zakończenie: 28 Sierpnia 2019
Opis zbiórki
Gdyby podczas upadku nie uderzył się w głowę, skończyłoby się na potłuczeniach. Nieszczęście chciało, że Jacek prawie stracił życie… Tragedia posadziła mojego męża, ukochanego tatę naszych dzieci na wózek. Dzięki Waszej pomocy mogliśmy walczyć o jego zdrowie i życie. Ta walka nie może się teraz skończyć… Pilnie potrzebny jest pionizator. Nie wiadomo, czy Jacek kiedykolwiek będzie chodził, czy sam wstanie. Musimy wierzyć… Prosimy o pomoc.
Dzięki ogromnemu wsparciu ludzi o wielkim sercu udało nam się przejść cały 6-miesięczny cykl rehabilitacyjny. Lał się pot, lały się łzy... Jacek z osoby leżącej i mającej trudności z oddychaniem po wypadku, dzięki fachowej rehabilitacji, potrafi siedzieć na wózku, poruszać się na nim, a nawet odebrać telefon! Jacek każdego dnia ćwiczył na specjalnym urządzeniu — lokomacie. Mógł wtedy patrzeć na świat z pozycji pionowej...
To już rok od wypadku. Przeprowadziliśmy dokładne badania stanu rdzenia kręgowego. Niestety, lekarz stwierdził, że u Jacka prawdopodobnie doszło do przerwania rdzenia… Konieczna jest dalsza intensywna rehabilitacja, by nie doszło do zaniku mięśni. To jednak nie sprawi, że Jacek stanie o własnych siłach. Ciągle jednak wierzymy, że jeszcze kiedyś to się zmieni!
Poznaj naszą historię:
Tamtego dnia wykonywane dziesiątki razy prace na wysokości tym razem skończyły się tragedią. Chwila nieuwagi… Jacek poślizgnął się i spadł. Uderzył głową w metalowy pręt. Z mężem był wtedy mój tata, od razu rzucił się na pomoc. Jacek był przytomny, zdołał powiedzieć: “nie ruszaj, zostaw mnie tak, jak leżę. Dzwoń po pogotowie. Chyba złamałem kręgosłup…”.
Gdy po powrocie z pracy dowiedziałam się, że Jacek miał wypadek, natychmiast pojechałam do szpitala do Sanoka. Myślałam, że złamał nogę… w końcu spadł „tylko” z 1,5 m. Po badaniach został przewieziony karetką do szpitala w Mielcu na operację. Siedziałam pod drzwiami sali operacyjnej, a przez głowę przelatywało tysiące myśli. Czy to działo się naprawdę?!
Jacek przeżył, tylko to się liczyło. Lekarze wyszli i powiedzieli mi, że nie wiedzą, co będzie. Złamany kręgosłup, uraz rdzenia kręgowego, paraliż od klatki piersiowej w dół… Wkręcili mu śruby, wstawili płytki. Zostaliśmy postawieni przed wielką niewiadomą — co dalej?
Kolejny miesiąc rehabilitacji w szpitalu nie przyniósł żadnej poprawy, ale nie traciliśmy nadziei. Znajomi i rehabilitant powiedzieli nam o prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym w Krakowie. Zebraliśmy wszystkie dostępne pieniądze i pojechaliśmy tam 4 czerwca. Dziś wiemy, że to była najlepsza decyzja w życiu. Potem dzięki Waszej pomocy udało się opłacić kolejne miesiące rehabilitacji. To niezwykle kosztowne, ale też niezbędne dla osób po tak ciężkim urazie. Gdyby nie to, Jacek by tylko wegetował. Tymczasem dzisiaj ze wszystkich sił walczy, by być jak najbardziej sprawny, dla nas, dla swojej rodziny...
Oliwer cały czas pyta, kiedy tata pójdzie z nim na spacer, kiedy wyzdrowieje… Mówię, że już niedługo i mocno w to wszyscy wierzymy. Pragniemy, żeby było jak kiedyś. Żebyśmy wrócili do naszego normalnego, szczęśliwego życia… Wiemy jednak, że przed nami jeszcze wiele miesięcy, jak nie lat ciężkiej pracy. Jesteśmy w tym razem, całą rodziną, nie poddajemy się. Coraz częściej jednak brakuje środków… Z pionizatorem w domu Jacek ma jeszcze większą szansę na zdrowie, dlatego z całego serca prosimy o pomoc.
Kasia, Jacek, Paula i Oliwer