Chcę żyć, a na walkę z rakiem zostało mi już mało czasu

zakup elektrod do zabiegu nanoknife
Zakończenie: 16 Grudnia 2018
Opis zbiórki
Przez 63 lata dziękowałam losowi za moje życie. Cudowny mąż, który jest dla mnie oparciem, wspaniali synowie, którzy dziś już mają swoje rodziny i one – moje najukochańsze wnuczki, które są dla mnie i męża jak najcieplejsze iskiereczki. Nie chciałam niczego więcej. Byłam szczęśliwa. USG i tomografia pokazały wyrok. Co czułam? Nic. Straciłam nadzieję, chciałam się poddać już na początku.
Pierwsza informacja była druzgocąca. Guz jest położony nieresekcyjnie i nie ma możliwości jego resekcji radykalnej z uwag na bliskie sąsiedztwo dużych naczyń krwionośnych. Prawie się załamałam po raz kolejny. Miesiące walki wydawały się bezsensowne. Chwilę później profesor powiedział, że jest metoda pozwalająca na radykalizację miejscową guza – metoda NanoKnife. Nierefundowana, kosztowna, ale stwarzająca chorym z taką diagnozą jak moją szansę i dająca nadzieję.
Przez lata pracowałam w szpitalu onkologicznym. Byłam świadkiem wielu tragedii małych pacjentów i zmagań ich rodziców z chorobą nowotworową najcenniejszych ze skarbów. Cieszyłam się wspólnie z nimi z najmniejszych wygranych, płakałam w kącie, gdy któryś z naszych małych pacjentów przegrywał z chorobą. Współczułam im z całego serca i jak potrafiłam, starałam się dawać dzieciom i ich bliskim wsparcie choćby drobnym gestem. Ocierałam łzy, głaskałam po pozbawionych włosów główkach, pocieszałam przerażonych rodziców, czasem przytulałam, pozwalając im wypłakać i wykrzyczeć ich ból, strach oraz bezsilność. I doceniałam to, że moje dzieci i wnuczki są zdrowe. I jeszcze bardziej dziękowałam za to losowi. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek to ja stanę oko w oko z chorobą nowotworową. Los zdecydował inaczej.
Zaczęło się niewinnie od bólu brzucha. Kto z nas przypuszcza, że ból brzucha może oznaczać raka? Kładziemy te dolegliwości na karb stresu najczęściej. Oczywiście zgłosiłam się do lekarza, ale kolejne badania nie dawały odpowiedzi na pytanie, co jest przyczyną mojego samopoczucia. Może bym się poddała wyrokowi, ale wsparcie męża i dzieci, a przede wszystkim spojrzenia w oczka moich wnuczek dodały mi sił. Postanowiłam podnieść rękawicę, którą rzucił mi mój przeciwnik. To bliscy znaleźli we mnie tę siłę i pomogli mi w nią uwierzyć. Bo moją siłą jest ich miłość.
Wiedziałam, co mnie czeka. Najpierw była chemia. Godzinami patrzyłam, jak trucizna sączy się do mojego organizmu i wyobrażałam sobie, jak niszczy potwora. Kropla po kropli, worek za workiem. Skutki leczenia były straszliwe. Straciłam włosy, schudłam, straciłam odporność, która raz za razem dodatkowo komplikowała moją walkę o własne życie. Ale zaciskałam zęby i podnosiłam się po kolejnym nokaucie, wierząc, że wygrywam. Myślałam o moich pacjentach, tych niezwykłych dzieciach, które dawały radę i to myśli o nich kazały mi wstawać i walczyć dalej. Nie złamały mnie tragedie, jakie dotknęły mnie równolegle – śmierć moich rodziców, potem w krótkim czasie odejście brata.
Nie było mi łatwo, ale mówiłam sobie, że oni też nie chcą, żebym się poddała i gdzieś tam, gdzie dziś są, dodają mi sił, gdy zaczyna ich brakować. Po kolejnych badaniach trafiłam na konsultację chirurgiczną w szpitalu we Wrocławiu. Dla mnie NanoKnife to jedyna szansa, bo sama chemioterapia nie zniszczy mojego wroga.
Chcę żyć, chcę wygrać. Mam 63 lata. Mam marzenia – chciałabym dożyć do świąt, do imienin, do kolejnych urodzin moich dzieci i wnuczek. Moja nadzieja dziś kosztuje ponad 30 tys. zł. Dlatego proszę – pomóżcie mi wygrać w walce z rakiem jeszcze trochę życia. W imię miłości, która jest siłą każdego, kto kocha...