Urodziłam go, by żył, a nie by umierał – walka o Mikołaja trwa!

Trzeci etap korekcji wrodzonej wady serca w Munster
Zakończenie: 30 Czerwca 2019
Opis zbiórki
Wszystkie nieprzespane dni i noce są warte jego spojrzenia. Cały strach, który przeszłam do tej pory, wynagradza mi jego uśmiech. Mikołaj urodził się z krytyczną wadą serca. Kiedy w szpitalu leżał cały opleciony kablami i rurkami, z wielką blizną na serduszku, umierałam ze strachu o jego życie. Dzisiaj znów się boję. Mikołaj potrzebuje trzeciej, ostatniej już, operacji serduszka. Niestety – by mógł trafić w ręce specjalistów, którzy operowali go do tej pory, potrzeba ogromnej sumy pieniędzy.
Dzięki pomocy cudownych ludzi, dziś mogę trzymać swojego synka w ramionach. Dzięki Wam wiem, co to znaczy cud. Obiecałam Mikołajkowi, że i tym razem się nie poddam, że po raz kolejny zrobię wszystko, aby żył. Czy pomożesz mi raz jeszcze?
Na dzień narodzin Mikołaja czekałam w strachu i przerażeniu. Bałam się każdej nocy, bo wtedy przychodziły najgorsze myśli. Nie było u mnie tego spokojnego odliczania, które towarzyszy przyszłym mamom – tym, które spodziewają się zdrowego dziecka. Niedługo po najpiękniejszej informacji o ciąży, usłyszałam słowa, które raziły jak pioruny – “Synek urodzi się z połową serduszka. Jego życie będzie zależało od kilku poważnych operacji. Bez nich małe serduszko po prostu się zatrzyma…”.
Z badań wychodziłam zalana łzami. Wiedziałam, że w momencie przecięcia pępowiny rozpocznie się dramatyczna walka o życie. Wiedziałam jedno – Mikołaj musi urodzić się w miejscu, w którym lekarze będą w stanie uratować jego serduszko. Wtedy właśnie pomogliście mi Wy. Sprawiliście, że moje dziecko żyje, a ja mogę być mamą. Sprawiliście, że mogę wziąć Mikołajka na ręce i przytulić.
Urodził się 8 grudnia 2017 w Klinice Uniwersyteckiej w Munster. Nie oddychał. Widziałam go przez ułamek sekundy. Lekarze natychmiast musieli go zabrać, by ratować jego życie. Po raz pierwszy zobaczyłam go, kiedy leżał na OIOM-ie. Cztery dni po narodzinach lekarze zdecydowali, że trzeba operować, że nie można już dłużej czekać…
Czterodniowe serduszko przechodziło niesłychanie skomplikowaną operację, godziny dłużyły się w nieskończoność, wydawało się, że ten dzień nigdy się nie skończy, że drzwi, za którymi wśród lekarzy zniknął Mikołaj, nigdy się nie otworzą. Kiedy przyszła wiadomość, że operacja przebiegła zgodnie z planem przyszła chwilowa ulga. Chwilowa, bo potem naszym oczom ukazał się synek otoczony jeszcze większą liczbą pomp podających leki, ukryty w plątaninie kabli, podłączony do aparatury monitorującej jego parametry życiowe...
Dzień, w którym zabraliśmy go wreszcie do domu, był najpiękniejszym i najdłużej wyczekiwanym przez nas dniem. Choć z jednej strony był strach, była też nieopisana radość. Niestety radość nie mogła trwać długo… W czerwcu, kiedy Mikołajek skończył pół roczku, trzeba było operować po raz drugi. Odetchnęłam z ulgą, kiedy lekarze wyszli z bloku operacyjnego z informacją, że wszystko odbyło się bez komplikacji. Zaledwie w trzeciej dobie po operacji pożegnaliśmy OIOM! Niedługo później mogliśmy wracać do domu.
Od dnia powrotu ze szpitala w naszym domu codziennie rozbrzmiewa śmiech i gaworzenie naszego synka. Kiedy zaczął raczkować, prawie płakaliśmy ze szczęścia. Mikołaj rośnie, rozwija się, ale to niesie za sobą też złe informacje. Wraz z nim rośnie jego serduszko, co przybliża nas do trzeciego etapu operacji serca!
Codziennie mówię Mikołajkowi, jak bardzo go kocham. Za nami ⅔ drogi w walce o jego życie. Jesteśmy już bliżej, niż dalej, ale wciąż potrzebujemy Twojej pomocy. Proszę, bądź z nami. Ten ostatni raz pomóż mi zawalczyć o życie Mikołajka...
–Bernadetta, mama Mikołaja