Zdążyć, zanim przyjdzie śmierć! Operacja już 28 marca!

Operacja Nanoknife nowotworu dla ratowania życia Ani
Zakończenie: 22 Marca 2018
Opis zbiórki
Jeszcze niedawno moje życie było poukładane jak w pudełeczku. Mąż, dwie córki – Ania i Ewa – i czworo wnucząt. O tym, jak wszystko potrafi być kruche przekonałam się prawie dwa lata temu, w gabinecie lekarskim. Nowotwór jelita grubego i wątroby – tak brzmiały słowa, które sprawiły, że świat nagle pękł na pół. Dziś stoję przed ostatnią szansą na życie, a w głowie mam tylko jedną myśl – muszę zrobić wszystko, by zostać z tymi, których tak bardzo kocham. Dlatego właśnie tu jestem i dlatego chcę opowiedzieć Ci swoją historię.
Od dwóch lat żyjemy prześladowani przez choroby. Najpierw zachorował mój mąż. Choroba wieńcowa, poważna niewydolność mięśnia sercowego, pół roku w szpitalu i w efekcie amputacja połowy stopy. Choć było okropnie trudno, nie złamało to nas – jesteśmy przecież rodziną, mamy siebie, by pokonywać najgorsze. Niedługo mieliśmy świętować nasz wyjątkowy jubileusz – 30 rocznicę ślubu. Powoli zapominaliśmy o chorobie. Planowaliśmy naszą uroczystość – miało być pięknie, tak jak to sobie wymarzyliśmy. Wtedy do naszego życia znów wkroczyła choroba. Czułam się coraz gorzej i coraz mocniej bolał mnie żołądek. Rozpoczęła się batalia o to, by jak najszybciej zrobić badania, by nie czekać kilku miesięcy na termin. Tak trafiłam do gabinetu prywatnego i tak otrzymałam diagnozę. Gdybym czekała miesiącami na badanie, mogłoby być za późno na cokolwiek...
Słowa lekarza ścięły mnie z nóg – nowotwór jelita grubego, który prawie całkowicie zamknął światło jelita. Histopatologia tylko potwierdziła przypuszczenia lekarzy. Guz okazał się być złośliwym, pojawiły się przerzuty do wątroby.
Jak powiedzieć rodzinie, że umieram? Jak zareagują, kiedy powiem im, że to rak? Jak zniosę widok cierpienia na ich twarzach? Wracałam do domu i płakałam. Wiedziałam jednak, że teraz też będziemy w tym wszystkim razem. Podniosłam rękawicę, którą rzucił mi los. W połowie marca przeszłam operację usunięcia guza w jelicie. Tak, pojawił się strach dobrze znany innym z podobną diagnozą. Strach o rodzinę, która być może będzie musiała zmierzyć się z moim odejściem.
Wiedziałam, że walczę nie tylko dla siebie. Przede wszystkim walczę dla nich – Janusza, Ani, Ewy, Dominika, Moniki, Piotrusia i Hani, która w czasie, gdy zaczęłam moja walkę pojawiła się na świecie jak kolejny jasny promyczek słońca w moim życiu. Zaciskałam zęby, kiedy podawano mi kolejne worki z chemią. Na szczęście chemia w końcu przyniosła skutek. Przeszłam kolejną operację – usunięto mi prawy płat wątroby zajęty przez przerzuty oraz woreczek żółciowy. Na chwilę uwierzyłam w wygraną. Niestety choroba odarła mnie z nadziei szybciej niż myślałam.
Wynik kontrolnej tomografii był bezlitosny – pojawiło się nowe ognisko choroby. Znów chemia, znów wypadające garściami włosy i znów przeszywający strach. 2 razy po sześć cykli i decyzja onkologa o przerwie. Skierowano mnie do Gliwic, gdzie w październiku 2017 przeszłam naświetlania metodą CyberKnife.
Kolejny cios – guzy wróciły. Rak znów jest w wątrobie. Tym razem boję się jeszcze bardziej – guz umiejscowiony w odległości 2 mm od przewodu żółciowego jest nieoperacyjny! Lekarz dał mi ostatnią szansę – zabieg metodą NanoKnife – metodą niszczenia komórek nowotworowych za pomocą prądu o wysokim napięciu.
Dostałam nadzieję, że może doczekam naszej rocznicy ślubu, że może poznam jeszcze kolejne wnuki, a może i prawnuki. Mam kwalifikację – to już wiele. Niestety metoda nie jest refundowana, a koszt elektrod do nieodwracalnej elektroporacji jest poza moim zasięgiem. Moje życie na dziś wycenione zostało na niemal 40 000 zł.
Optymalny termin zabiegu z gwarancją jego skuteczności, przy takim tempie pojawiania się zmian, to ostatni tydzień marca. Padła konkretna data – 28 marca 2018. Czy mi się uda? Nie wiem. Ale wiem, że chcę zawalczyć. Wierzę, że dobro, które jest w innych ludziach pozwoli mi na to, by wydrzeć chorobie swoje życie. Mimo, że nie schodzę z ringu, zostałam zapędzona w narożnik – jeśli 28 marca nie stawię się w szpitalu, moje szanse zmaleją do minimum. Te słowa to moja pokorna prośba o pomoc. Pomoc w ratowaniu mojego życia.
Anna