Cierpienie mojego syna - widok, którego nie zniosę

Zajęcia terapeutyczne i rehabilitacyjne - stawiamy Piotrka na nogi
Zakończenie: 15 Lipca 2017
Opis zbiórki
Gdy widzę blizny po wkłuciach na rączkach i nóżkach mojego synka, moje serce zaciska się z bólu. To właśnie one przypominają mi o tym, jak dzielne mam dziecko, jak wiele musiał przetrwać Piotruś, by po prostu żyć.
Lekarze, przy wypisie ze szpitala, po 3 miesiącach od dnia narodzin, mówili, że Piotrek będzie roślinką - że ma dziurę w mózgu, że uszkodzenia są niemożliwe do odbudowania. Zamiast słów pocieszenia, usłyszeliśmy, że nasz ukochany syn nie ma szans na normalne życie, patrzyli na nas ze współczuciem. Piotruś został spisany na straty. Dla nas, rodziców, był to ogromny cios, jednak szok nie pozwolił nam się załamać.
Pamiętam dzień porodu bardzo dokładnie - ten strach i przeczucie, że coś jest nie tak, jak powinno. W piątek miałam bardzo silne skurcze, zostałam położona na oddziale. To był początek 7 miesiąca ciąży. Leżałam na szpitalnym łóżku i czułam, że nadciąga coś złego... Piotrunio urodził się następnego dnia - w sobotę. Chociaż prosiłam lekarzy, by przeprowadzili cesarskie cięcie, oni zadecydowali o porodzie naturalnym. Wtedy doszło do niedotlenienia. Mój syn przyszedł na świat, jednak tragiczne skutki pozostaną już zawsze - życie Piotrusia naznaczone jest cierpieniem, które nigdy nie odejdzie…
Przeciętny człowiek, który obserwuje naszego synka, myśli sobie “biedne dziecko”. My nigdy nie myślimy o nim w taki sposób. Dla nas Piotruś jest bohaterem, oczkiem w głowie. Nie wiem, skąd czerpie siłę do walki. Czasem po godzinach wyczerpujących ćwiczeń rehabilitacyjnych płacze, jest zmęczony. Chce mi się wtedy płakać, chciałabym ulżyć mojemu dziecku, ułatwić mu życie, które okazało się tak niełaskawe, wiem jednak, że to wszystko dla jego dobra, że nie istnieje lek, że tylko ciężka praca może ograniczyć ból. I wiem, że po chwilach przygaszenia, na twarzy Piotrusia znów pojawia się uśmiech. A Piotruś cierpi - nie chodzi, spędza długie godziny na wózku, w jednej pozycji, przez co powstają przykurcze, pogłębia się wada kręgosłupa… Na Piotrusia każdego dnia spada ogrom cierpienia, którego nie powinno znosić żadne dziecko!
Piotrek zaskakuje nas każdego dnia. Zadziwia również terapeutów - kiedy opowiadam im, co udało się zrobić Piotrusiowi w domu, aż trudno im uwierzyć, że dziecko z takimi ograniczenia potrafi tak wiele! Terapia wzroku, SI, zajęcia neurologopedyczne i pedagogiczne, rehabilitacja ruchowa i wyjazdy na turnusy to wieloprofilowe uderzenie w chorobę, które przynosi efekty – Piotrusiowi obniżyło się napięcie ciała, przez co lepiej pracuje rączkami, nóżkami i buzią - przeżuwa pokarmy, wymawia więcej głosek. Powolutku staje na własnych nóżkach. Z pomocą robi pierwsze kroczki, stara się również przemieszczać w specjalnym chodziku. Po ostatnim turnusie, Piotruś potrafi dłużej wytrzymać w pozycji pionowej. Wprowadziliśmy również komunikację alternatywną - obrazki i symbole, z którymi radzi sobie coraz lepiej. Nie wyobrażamy sobie, aby ze względu na brak środków, nasz synek stracił szansę na zdrowie...
Szczęście Piotrusia jest dla nas najważniejsze. Zanim się urodził, miałam inne marzenia - chciałam, aby skończył studia, miał dobrą pracę, założył rodzinę… Dziś pragnę tylko jednego - by był po prostu samodzielny. Aby nigdy nie czuł, że jest ciężarem, by poradził sobie, kiedy nas zabraknie. Czasu nie można zatrzymać, jednak jego upływ działa na niekorzyść Piotrka, dlatego prosimy o pomoc. Deformacje ciała będą nieodwracalne, a ja tak bardzo nie chcę, by moje dziecko cierpiało...