Dom opieki - ostoja w chorobie, z którą zostałam zupełnie sama... Proszę, pomóż mi tu zostać.

Roczny pobyt w domu opieki wraz z rehabilitacją
Zakończenie: 4 Maja 2019
Opis zbiórki
Chociaż wiedziałam, że ten dzień w końcu nadejdzie, nie dało się do niego przygotować. Że będzie to dramat, a ja przecież całe życie tak ciężko walczyłam, żeby uciec od przeznaczenia… Jednak w końcu mnie dopadło, zabrało nadzieję, przyniosło łzy. Ale pogodziłam się z losem, chciałabym tylko, tak po prostu, godnie żyć z chorobą… Proszę, pomóż mi w tym.
Chociaż mam 40 lat, nie chcę myśleć, że najlepsze już za mną… Od 23 lat choruję na stwardnienie rozsiane. Dowiedziałam się o chorobie w liceum, chociaż nie przejęłam się tym zbytnio - chociaż usłyszałam wyrok, nic się przecież nie zmieniło. Nadal czułam się dobrze, chodziłam do szkoły, miałam przyjaciół… Pierwszy raz poczułam chorobę… na dyskotece. po prostu stałam na parkiecie i nie mogłam wykonać żadnego ruchu, nie mogłam tańczyć! Powiedziałam wtedy mamie, że czułam się bardzo dziwnie, ale szybko zapomniałam o sprawie. Ale minęło kilka dni, a choroba znowu dała o sobie znać. Zawsze biegłam na autobus do szkoły, bo notorycznie wychodziłam za późno. Widziałam, że jedzie i biegłam co sił. Zawsze zdążyłam! Aż do pewnego dnia, gdy go nie dogoniłam. Już nie umiałam biegać...
Czas mijał, zaczynałam czuć chorobę coraz bardziej, ale nie było to znowu dla mnie aż tak uciążliwie. Jak to mówią - człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego. Nie znaczyło to jednak, że się pogodziłam ze swoim losem…
Starałam się żyć normalnie - poszłam na studia, na wymarzoną polonistykę ze specjalnością logopedyczną, wyszłam za mąż. Gdy miałam rzut stwardnienia rozsianego, jechałam po prostu do szpitala. Potem wychodziłam i znów było jak dawniej. Pracowałam w szkole, kochałam swoją pracę. Uczyłam dzieci i było to dla mnie sensem życia. Ale przyszedł czas, że już nie mogłam pracować… Coraz bardziej widać było po mnie chorobę, ciągnęłam za sobą nogę, w końcu usiadłam na wózku. Brałam wiele leków, ale nie pomagały. Operacja udrażniania żył szyjnych też nie pomogła, mój stan był coraz gorszy. Odejście z pracy załamało mnie, ale nie mogłam podjąć innej decyzji…
Teraz potrzebuję opieki, ponieważ moi rodzice, z którymi wcześniej mieszkałam, nie są już w stanie się mną zajmować. Są już w podeszłym wieku, sami zmagają się z mnóstwem chorób. Przez dziewięć ostatnich miesięcy byłam w domu opieki i rehabilitacji. Mój stan zdrowia bardzo się poprawił! W końcu, po latach, poczułam się lepiej… Niestety, pieniądze się skończyły, nie mam z czego zapłacić za dalszy pobyt… A każdy miesiąc kosztuje ok. 5 tysięcy złotych. Mam wtedy zapewnioną kompleksową opiekę i terapię, nie jestem sama…
Dotychczasowy pobyt finansowany był z przekazywanego przez moich bliskich 1%. Niestety, środki te wyczerpały się, a ja stanęłam przed straszną perspektywą: samotność, błyskawicznie postępująca choroba, bezradność, rozpacz… Dlatego też, choć to trudne, proszę Was o pomoc. Bardzo chciałabym podnieść swoją sprawność rąk i nóg na tyle, by móc funkcjonować samodzielnie. Bez pomocy osób o dobrym sercu nie mam szans na terapię, a przerwa w rehabilitacji cofnie wypracowane dotąd efekty…
Bardzo proszę o wsparcie i z góry serdecznie dziękuję.
Aneta Filipek