Czas do końca sierpnia, by wstrzymać śmierć naszego taty...

Protonoterapia w Pradze
Zakończenie: 15 Września 2018
Opis zbiórki
Mówi się, że życie jest kruche niczym bąbel na wodzie. Potem okazuje się, że to nie jest przenośnia. Od momentu, w którym dowiedziałem się, że mam raka mózgu, liczę niemal oddechy, robię wszystko, by zejść śmierci z oczu. Mam dwoje dzieci, 41 lat, i fantastyczną żonę – nie mogę wszystkiego stracić tylko dlatego, że ten podły nowotwór wielkości kurzego jaja, uwił sobie gniazdo w mojej głowie.
Mam w ręce papier, który daje mi szansę – wypalenie tego potwora protonami w Czechach, ale nie mam pieniędzy, by tam jechać. Dla rodziny jestem ciężarem, ale łudziłem się, że jeszcze ich zaskoczę.
Osoba z guzem w głowie, 5,9cm, na 7,6 cm, na 6,4 cm, zaskakuje już samym tym, że rano otwiera oczy. Nie wyobrażacie sobie, jak ciężko jest zasnąć i zamknąć oczy, kiedy wiesz, że rano może już nie być światła, dźwięku, niczego…
Bałem się umierania i nigdy nie sądziłem, że rozpocznę je przed czterdziestą. Kocham moje dzieci i mam plan na wszystko, ale nie mam czasu. Patrzę wieczorami na ten papier i bardzo chciałbym kupić sobie trochę życia, tam w Czechach. Nie mam pieniędzy, które sprawią, że zostanę jeszcze choćby rok z 7-letnim synem. Lekarze chcą leczyć mnie już, zaraz. Zaproponowali mi optymalny termin – za 14 dni! Jeśli się nie stawię, być może pożegnam się z jedyną szansą w moim życiu.
Kiedy jesteś zdrowy, za nic masz czas, nie myślisz o tym, że upływa, nie zastanawiasz się, jak spędzisz cały tydzień, a już na pewno nie budzisz się z uśmiechem, dziękując za kolejny dzień. Kiedy życie z Ciebie uchodzi i staje się towarem deficytowym, wpadasz w panikę, jesteś owładnięty tylko jedną myślą – że umierasz. Wszystko, co tak starannie budowałeś, przestaje mieć znaczenie. Kogo obchodzą Twoje zaległe sprawy, skoro zaraz może nie być cię wcale? Nie ważne staje się, kim byłeś, gdzie pracowałeś i co w życiu cię cieszyło, bo jeśli przegram, stanę się historią dla swojej rodziny, znajomych i całkiem obcych ludzi.
Przecież nie czułem się źle, nie miałem pojęcia, że za chwile stanie się cóż złego.
Zwykła grypa, nie była dla mnie powodem, by nawet zostać w domu. Tym razem spodziewałem się tego samego – gorączka minie i będzie po problemie. W łazience zrobiło mi się słabo, zacząłem wołać żonę, prosić o pomoc i karetkę. Najgorsze było to, że nie słyszałem sam siebie. Mój mózg robił coś dziwnego, nad czym nie miałem kontroli. W szpitalu od razu tomograf i wynik. Już przed badaniem wiedziałem, że tak nie diagnozuje się grypy...
Do pokoju wszedł lekarz, który powiedział wprost, że jest źle. Byłem przed 40-stką, a on stwierdzi, że jestem w sytuacji 80–latka. Od tej chwili będę częściej patrzył w kalendarz, bo każdy następny dzień będzie jak jazda na gapę, bez biletu. Standardowe leczenie to jedynie oddalanie choroby. Operacja, owszem zmniejszy masę guza, ale nie ma pewności, czy nie sprowokuje go do wzrostu. Nacieki i wtopione tkanki nowotworu nie pozwolą się oddzielić chirurgicznie, ale koszt takiej operacji może być najwyższy. Wiedziałem, że mogę stracić wzrok, słuch mowę, a nawet pozostać w stanie wegetatywnym. Nie chcę by dzieci widziały mnie w takim stanie...
Wyszedłem do domu bez nadziei, z workiem leków, które tuszują objawy, ale bez pomysłu. Czułem się przegrany, bo nikt nie dawał mi szansy. Guz jest bardzo duży 6,8 x 4,8cm. Położony w części skroniowo-czołowej, nacieka na ośrodek mowy, pień tętnicy mózgu otoczony jest naciekiem. Konsultowaliśmy się z wieloma specjalistami w Polsce, niestety wizyty są prywatne. Jesteśmy w kontakcie z lekarzami z Niemiec w Monachium, odnośnie do zastosowania terapii protonowej. Taką samą możliwość leczenia, maksymalnie dobranego do mnie, mam w Pradze, w Czechach.
Nikt mnie nie oszukiwał i nie dawał mi zbędnych nadziei. Wiem, że glejak to wyrok śmierci, ale nikt nie zabroni mi walczyć o kolejny dzień, miesiąc i być może rok. Sam wcześnie straciłem ojca i wiem jak trudno przejść przez życie bez jego wsparcia...
Moje wyniki mówią same za siebie – za kilka dni kuracja protonami albo nie dostanę żadnej szansy.
W tej chwili mój stan się pogorszył, ataki padaczki i złe dni, miewam już codziennie. Czuję, że kończy mi się czas. W domu zostali moi synowie, przerażona żona, a ja chcę wrócić i ich uściskać. Proszę, pomóżcie mi do nich wrócić...
Maciej