"Bez leczenia zostanie Pani kilka miesięcy..." – błagamy, pomóżcie ratować naszą Mamę!

Leczenie nowotworu w Chipsa Hospital – ostatnia szansa Pani Małgosi
Zakończenie: 10 Sierpnia 2019
Opis zbiórki
Umieram. Bez leczenia zostanie mi kilka miesięcy życia, nie więcej. W Polsce wyczerpano już wszystkie możliwości. Kazano mi się pożegnać z rodziną i pogodzić z tym, że będę powoli odchodzić – w bólu i cierpieniu. Z dawnych marzeń nie zostało nic, dzisiaj mam tylko jedno – żyć. Leczenie za granicą, które jest moją ostatnią szansą, muszę rozpocząć jak najszybciej. Błagam o pomoc, bo tylko z nią mam szansę pokonać raka!
Jaka jest moja historia? 6 lat temu usłyszałam diagnozę – rak piersi. Masektomia, długie i ciężkie leczenie, chemioterapia i radioterapia. Bywały dni, kiedy choroba odbierała ostatnie moje siły. W szpitalu poznawałam ludzi wyczerpanych długim leczeniem, ale i pełnych nadziei, bo niektórym przecież udaje się wygrać. Pękało mi serce, kiedy przez telefon słyszałam od wnuków pytania o to, kiedy wrócę do domu. Kiedy mój 7-letni wnuk powiedział, że “nie chce stracić babci”, dotarło do mnie, że rozumie o wiele więcej, niż myślę.
Żyłam myślą, że w końcu wrócę do domu – do dzieci i do wnuków. Gdy nie ta myśl, nie wiem, jak przetrwałabym koszmar walki z chorobą. Cały czas miałam nadzieję,że uda mi się przegnać te wszystkie ciężkie dni i pewnego dnia usłyszę – jest Pani zdrowa. Leczenie zadziałało. Wtedy myślałam, że to koniec mojego cierpienia. Czułam, że wygrałam…
Mijały dni, miesiące i lata. Dokładnie 6 lat w poczuciu zwycięstwa. W grudniu ubiegłego roku zaczęłam czuć ból. Pojawiał się, po czym na chwilę znikał. Tłumaczyłam sobie, że to przemęczenie, kwestia wieku. Wszystkie badania kontrolne wychodziły przecież dobrze – pozwoliły mi zapominać o raku. Oszukiwałam sama siebie. Ból pojawiał się coraz częściej i zostawał ze mną na coraz dłużej. Szły święta, a ja nawet nie miałam siły się do nich przygotowywać.
Któregoś dnia ból mnie pokonał. Trafiłam do szpitala. Odsyłano mnie na kolejne badania – jednego dnia dawano nadzieje, żeby następnego mi ją odebrać. Wykryto przerzuty – do wątroby, kości i serca. Rak wrócił – dużo silniejszy, niż poprzednio. Tak miał wyglądać mój koniec? Cały czas zadawałam sobie pytanie: dlaczego? Przecież byłam pod kontrolą lekarzy, przecież to nie mogło się pojawić nagle. Dlaczego nikt z lekarzy tego nie zauważył?
Od lekarza prowadzącego usłyszałam, że mój stan jest bardzo zły. Siedziałam w gabinecie i słyszałam, że umieram. Za względu na bardzo niską retencję serca nie mogłam przyjąć chemii. W Polsce zostało mi już tylko leczenie paliatywne, czyli kilka miesięcy życia…
Nie wyobrażam sobie tego, że miałabym się żegnać ze światem. Razem ze swoją rodziną szukałam ratunku. Cały czas są ze mną, bo kiedy w rodzinie choruje jedna osoba, tak naprawdę choroba dotyka wszystkich. Skonsultowaliśmy się z kliniką w Meksyku i poznaliśmy osobę, która stamtąd wróciła. Terapia alternatywna to moja ostatnia nadzieja. Według tamtejszych lekarzy istnieje duża szansa na wyleczenie. Dzięki tej szansie jestem pełna wiary – że pozostanę mamą i babcią, że przyszły rok nie będzie dla mnie tym ostatnim.
Nie mogę odejść – nie mogę tego zrobić dzieciom i wnukom. Kacperek wciąż powtarza, że babcia nie może umrzeć. Polscy lekarze nie dają mi już żadnej szansy. Jedyne, co dostałam, to wyrok śmierci. Lekarze ze szpitala w Meksyku chcą mnie leczyć i praktycznie tylko czekają na mój przyjazd, niestety taka terapia to bardzo duży wydatek – dla mnie i moich bliskich zwyczajnie nieosiągalny. Chcąc żyć, muszę zapłacić cenę za leczenie. Kolejnej szansy po prostu nie doczekam… Chcę wierzyć, że to jeszcze nie czas, bym umierała, że moje dni nie są policzone, a moje życie może jeszcze długo trwać. Błagam Cię, pomóż mi zostać na tym świecie.
–Małgorzata