Miłosz - małe serduszko, wielkie cierpienie

Operacja serca w Münster - I etap leczenia wady
Zakończenie: 18 Czerwca 2017
Rezultat zbiórki
20.07.2017r
Już po wszystkim! Miłoszek jest już po operacji w klinice w Munster, wczoraj wraz z rodzicami wrócił do domu. Zarówno cewnikowanie, jak i zabieg rekonstrukcji jednokomorowego serduszka poszły zgodnie z planem, a Miłosz bardzo szybko doszedł do siebie. Teraz jego życiu nic już nie zagraża, a cała rodzina może odetchnąc z ulgą.
Takie informacje są dowodem na to, że pomaganie ma sens! Dziękujemy - bez Was by się nie udało!
...
Dziękujemy! Dzięki Wam Miłoszek pojedzie na operację, która uratuje jego serduszko, tym samym ocalając życie. Już 10 lipca chłopczyk trafi na stół operacyjny w niemieckiej klinice, w której dzieją się prawdziwe cuda. Teraz już wszystko w rękach prof. Malca i jego zespołu. Trzymamy kciuki i wierzymy, że się uda!
Mamy dla Was specjalne podziękowania od rodziców Miłoszka:
Drodzy Pomagacze!
Dziękujemy z całego serca za trud włożony w to, by uzbierać tak dużą sumę dla naszego synka. Dzięki Wam Miłosz dostał szansę by żyć, rozwijać się i spełniać marzenia. Wiemy, że dobro wraca, więc i my tym dobrem na pewno się podzielimy. Obecnie planujemy podróż po nowe, lepsze życie dla Miłosza i naszej rodziny. To wszystko dzięki Waszej hojności i dobremu sercu. Będziemy informować Was na bieżąco, jaki jest stan po operacji Miłoszka. Życzcie nam dużo szczęścia i trzymajcie za nas kciuki!
Rodzice
Opis zbiórki
Co boli najbardziej? Strata dziecka. Więc jak zatem można opisać cierpienie po stracie dwójki dzieci? A jeśli do tego dołożyć jeszcze śmiertelną chorobę trzeciego? Powiedzieć koszmar, to nic nie powiedzieć. Ale nie możemy się poddać i po prostu tkwić w otchłani cierpienia. Nie teraz, gdy Miłosz na nas liczy. Zrobimy wszystko, by został z nami. Jego siostrzyczka i braciszek w niebie na pewno trzymają kciuki… Pomóżcie nam, byśmy nie stracili naszego synka, pomóżcie wyleczyć jego serduszko...
Gdy straciłam pierwsze dziecko, córeczkę Hanię, wpadłam w rozpacz. Malutka urodziła się w 23 tygodniu ciąży, za mała i zbyt słaba, by przeżyć. Wszystko przez bakterię w drogach rodnych, która wywołała przedwczesny poród i zabiła moje pierwsze dziecko… Długo zajęło mi uporanie się ze stratą, a w moim sercu już na zawsze pozostanie pustka. Gdy po czterech latach znów zaszłam w ciążę, wróciła radość i nadzieja. Mogłam być matką! Jednak i ta nie trwała długo… Szymonek dopiero cztery miesiące rozwijał się we mnie, gdy okazało się, że mam polip. Wpadłam w panikę, bo przypomniały mi się straszne chwile, gdy straciłam Hanię. Pojechaliśmy do szpitala, ale lekarz wręczył mi tylko receptę i wysłał do domu. Zdążyłam tylko otworzyć drzwi, ściągałam buty, gdy poczułam przeszywający ból. Już wiedziałam. Czułam, że moje dziecko umarło…
Po tych dwóch tragediach straciłam nadzieję, że mogę być matką, a przecież niczego bardziej nie pragnęłam. I gdy prawie pogodziłam się z myślą, że nie będziemy mieli dzieci, stał się cud - zaszłam w ciążę! Ogromna euforia, ale też jeszcze większy strach. Bałam się, że to się znowu stanie, a trzeciej straty bym już nie przeżyła. Jednak ciąża rozwijała się prawidłowo, wszystkie wyniki były znakomite! Cieszyłam się, chociaż gdzieś w głębi nadal krył się lęk, jakieś złe przeczucie, które spędzało mi sen z powiek.
W 13 tygodniu ciąży USG wykazało nieprawidłowości. Lekarz zauważył, że pępowina, która łączy dzieciątko z moim ciałem ma zaledwie dwa, a nie jak powinna trzy, naczynia. Chociaż uspokoił nas, że to jeszcze nie świadczy o niczym złym, we mnie obudziły się lęki z przeszłości. Bałam się każdego następnego dnia i modliłam, żeby mój synek przeżył. Na kolejnym badaniu okazało się jednak, że jest wada serduszka - w ciele mojego nienarodzonego dziecka jest tylko jedna komora… Kolejni specjaliści potwierdzili złożoność wady i polecili wybrać jak najlepszy szpital, który po porodzie, w razie konieczności, będzie ratował życie Miłosza.
Trafiliśmy do gdańskiego szpitala i tam na świat przyszedł nasz syn. Gdy zobaczyłam jego malutkie, różowe ciałko, poczułam, co to znaczy prawdziwie szczęście. Prawie nie wierzyłam, że się udało, że po dziesięciu latach starań doczekaliśmy się ukochanego dziecka. Wiedziałam, że urodził się z chorym serduszkiem, ale wierzyłam, że teraz wszystko będzie dobrze. Przecież musi być, bo już wycierpieliśmy zbyt wiele…
Jednak los kolejny raz postanowił wystawić nas na próbę. W trzeciej dobie życia Miłoszek dostał częstoskurczu i kwasicy organizmu. Balansował na granicy życia i śmierci. Chyba tylko cud sprawił, że przeżył. Do dziś dziękuję za niego Bogu i pani doktor, która tak dzielnie opiekowała się synkiem. Jednak udało się, nasze marzenie się spełniło - jako dumni rodzice mogliśmy w końcu wrócić z naszym dzieckiem do domu. Zabraliśmy ze sobą także grubą teczkę dokumentacji medycznej, skierowań, zaleceń i recept lekarskich.
Miłosz ma bardzo chore serduszko, a saturacja spada z dnia na dzień. Czas jest naszym wrogiem, bo gdy synek rośnie, jego organizm jest coraz słabiej dotleniony. Niedługo będzie siadał, przewracał się na bok, w końcu będzie uczył się raczkować i chodzić. Dla jego jednokomorowego serca to za dużo - nie wytrzyma takiego obciążenia. Dlatego konieczna jest jak najszybsza operacja. Najlepsza i najbezpieczniejsza dla naszego synka jest operacja u profesora Malca w niemieckiej klinice. Kilka lat wcześniej inne dziecko z naszego miasta, z podobną wadą, przeszło zabieg w tej samej klinice - dzisiaj tamten chłopczyk prowadzi normalne, szczęśliwe życie: gra w piłkę, trenuje karate, jest sprawny i aktywny. Chcielibyśmy tego samego dla naszego Miłoszka.
Straciliśmy już dwoje dzieci, dlatego szukamy jak najbezpieczniejszego rozwiązania dla synka. Nie możemy dopuścić do nawet najmniejszego błędu, chcemy wykluczyć wszystkie zagrożenia. Profesor Malec uratował już tak wiele serduszek. Marzymy, by uratował także naszego synka. Koszt operacji, a więc koszt zdrowia i życia Miłosza, jest gigantyczny. Operacja jest wyznaczona na drugą połowę roku. Konkretny termin poznamy, gdy uzbieramy minimym 70% potrzebnej kwoty... Przysięgłam Miłoszowi, że się uda, że mamusia zrobi wszystko, by był zdrowy i szczęśliwy. Wierzę, że Hania i Szymonek czuwają nad nim i nad nami, dają nam siły do tej trudnej walki. Nie mogę się poddać, nie przeżyję kolejnej straty… Musimy go zatrzymać, dlatego błagamy Was o pomoc. Pomóżcie ocalić nasze dziecko, jedyny sens i cel mojego życia...