"Tato, czy ty umrzesz?" Muszę zdążyć przed rakiem trzustki

Operacja Nanoknife nowotworu
Zakończenie: 21 Czerwca 2018
Opis zbiórki
Pewnie kojarzycie tę scenę z Króla Lwa, kiedy mały Simba podchodzi do swojego ojca i, trącając go łapką, mówi “Tato, no chodźmy. Podnieś się, Tato, chodźmy do domu”. Mufasa, dumny król zwierząt, jednak nie reaguje. Nie podnosi się po tym, jak zginął, stratowany przez pędzące stado bawołów, ratując swoje dziecko. Mały Simba został sam. Moja najmłodsza, 8-letnia córka Patrycja, kiedy dowiedziała się, że mam raka trzustki, zapytała: “Tato, ty umrzesz? Nie chcę być sama”. Nie wiedziałem co jej odpowiedzieć, bo nie wiem, ile mi zostało…
Nie będę oryginalny. Na początku był szok, niedowierzanie. Nie mogłem spać po nocach. Do momentu wykrycia guzów prowadziłem zwyczajne, szczęśliwe życie, jako ojciec wspaniałej trójki dzieci, z cudowną żoną u boku. Nie licząc kamieni nerkowych, przez 39 lat życia nie miałem większych problemów ze zdrowiem. Z kamieniami da się żyć. Z rakiem też, ale krótko. Za krótko. A ja przecież mam dla kogo żyć. Rodzina mnie potrzebuje.
Skrót MEN kojarzy się większości z edukacją. Dla mnie ma jednak inne znaczenie. MEN 1 to mnoga gruczolakowatość wewnątrzwydzielnicza typu pierwszego, powodująca występowanie mnogich nowotworów w gruczołach dokrewnych, m.in. w trzustce. Jest to choroba genetyczna, niestety dziedziczona. Dwójka naszych starszych dzieci wkrótce zostanie przebadana na jej obecność. Czuję strach i niepewność. Dając im życie, być może, podarowałem maluchom też w prezencie tę samą, tykającą bombę.
Oddałbym życie za każde z trójki moich dzieci, gdyby trzeba je było ratować z niebezpieczeństwa. Za chwilę jednak nie będę miał czego oddawać, bo moje życie zabierze rak. Siedzi podstępnie schowany w jamie brzusznej. Długi czas dobrze się ukrywał, ale odkryłem go przypadkiem rok temu, podczas badań kontrolnych. Trzy guzy na trzustce. Trzech jeźdźców apokalipsy. Największy z nich został wycięty w zeszłym roku laparoskopowo. Dwa mniejsze, z uwagi na trudne położenie, pozostawiono do obserwacji. Niestety, skubane zaczęły szybko rosnąć…
Od kilku lat mieszkamy w Norwegii. Po badaniach kontrolnych w listopadzie 2017r., tutejsi lekarze zaproponowali wycięcie moich guzów metodą Whipple’a, inaczej pankreatoduodenektomię. Operacja jest niestety równie skomplikowana co jej nazwa. W dużym skrócie polega na usunięciu dużej części układu pokarmowego i poskładaniu go na nowo. To jeden z najtrudniejszych zabiegów chirurgicznych w obrębie jamy brzusznej, obarczony znacznym odsetkiem powikłań i śmiertelnością w okresie okołooperacyjnym. Jeśli go przeżyję, będę musiał do końca życia przyjmować enzymy trawienne i insulinę, bo po usunięciu zachoruję na cukrzycę. Szanse - 50/50. Jak przy rzucie monetą. Orzeł - będę żył, reszka - …
Jest też drugi sposób, dostępny, o dziwo, w Polsce. Pan doktor Hać, chirurg z Gdańska, po serii badań zaproponował mi metodę Nanoknife. Polega na wprowadzeniu igieł do jamy brzusznej, których zadaniem jest wypalenie tkanek guzów prądem o wysokim natężeniu, nie uszkadzając przy tym zdrowych tkanek dookoła. To dla mnie i mojej rodziny ogromna szansa. Niestety droga i nierefundowana przez NFZ. Zacząłem już zbierać pieniądze, ale, przy tak szybko rosnących guzach, może mi nie starczyć czasu.
Proszę o pomoc, bo sam nie dam rady. Muszę jak najszybciej rozbroić tę tykającą we mnie bombę. Wiem, że jej eksplozja zrani moich najbliższych, a to boli najbardziej. Chcę pójść z nimi przez życie. Za każdym razem, kiedy przyjdą i powiedzą “Tato, no chodźmy”.
Sylwester