Dwadzieścia lat walczę z bólem. Ta męka musi się skończyć!

Operacja endometriozy
Zakończenie: 29 Stycznia 2020
Opis zbiórki
Przez prawie 20 lat szukałam diagnozy. Czas cierpienia przeplatany z nadzieją, że znajdę jednoznaczną odpowiedź na najtrudniejsze pytanie: “Co mi jest?!”. Diagnoza zmieniła moje życie. Z jednej strony to ulga, bo wiem, co się dzieje, z drugiej przerażenie, bo choroba to wyrok na resztę życia.
Miałam 13 lat, kiedy zaczął mi doskwierać potworny ból. Wejście w kobiecość nie kojarzy mi się z nowym etapem pełnym ekscytacji. Początkowo myślałam, że to minie. Miałam nadzieję. To były inne czasy, wszyscy powtarzali, że pewnie “taki mój urok”, że “minie, kiedy zajdziesz w ciążę”. Wtedy specjaliści nie widzieli we mnie ciekawego przypadku medycznego.
Moja wnikliwość nie pozwoliła mi się poddać. Szukałam odpowiedzi. Wszędzie. Dzięki internetowi poznałam inne chore kobiety. W końcu zaczęłam czuć się rozumiana. Tylko ktoś, kto zmaga się z takimi dolegliwościami jest w stanie to zrozumieć. To dzięki nim znalazłam specjalistów, dzięki którym udało się wykazać, że choruję na endometriozę głęboko naciekającą. To ona powodowała ataki i paraliżujący ból. Cierpienie, które stopniowo niszczyło mi życie i odbierało nadzieje na szczęśliwą przyszłość.
Z roku na rok, choroba coraz bardziej utrudnia mi funkcjonowanie. Nawet długie siedzenie, chodzenie czy zwykłe kichanie powodują ból i może doprowadzić do ataku, trwającego jeszcze przez wiele godzin. Ten ból pulsuje z wnętrza brzucha, do kończyn i paraliżuje. Sprawia, że nie mogę się ruszyć. Z bólu zdarza mi się zemdleć. Jedynym wyjściem na przetrwanie ataku jest poddanie się i przeczekanie go. Żadna tabletka nie pomaga. Czasem bezcelowo leżę w łóżku przez kilka dni, innym razem "jedynie" ograniczam ruch do minimum. Choroba przypomina o sobie w dzień i w nocy, niespodziewanie. Nigdy nie wiem, kiedy zaatakuje. Nigdzie i nigdy nie mogę czuć się bezpiecznie.
Najgorsze czasem jest jest to, że endometriozy nie widać. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy tłumaczyłam ludziom, jak wygląda moje codzienne życie z chorobą. Tak naprawdę korzystam z lepszych momentów, by pracować, wypełniać domowe obowiązki, wieść normalne życie. Niestety, kiedy objawy powracają, marzę tylko o zdrowiu, Choroba punktuje, a ja czuję, że znów przegrywam.
Operacja to dla mnie szansa. Przede wszystkim na pozbycie się bólu. Ale nie tylko, to dla mnie nowe życie, świeży start. Refundowana operacja to częściowe usunięcie ogniska choroby, które da ulgę być może tylko na kilka miesięcy. Koszt zabiegu zwalił mnie z nóg. Być może w normalnych warunkach byłabym w stanie zapewnić ją sobie sama. Niestety, choroba zdecydowała za mnie. Przez częste ataki nie mam możliwości pracy. Gdybym ją podjęła każdy dzień wiązałby się z niepewnością, czy się w niej pojawię. Kilkadziesiąt tysięcy złotych - cena za spokojną przyszłość, za życie bez obaw o to, że ból znów zaatakuje. Choć myślałam, że po raz kolejny się uda, że choroba pozostanie uśpiona, ale nasilające się objawy pozbawiły mnie złudzeń. I uświadomiły, że jeśli nie znajdę pomocy, w tej walce, będę skazana na porażkę. Dlatego proszę o pomoc. Bo inaczej mój upór, wytrwałość w poszukiwaniu diagnozy, okaże się syzyfową pracą.
Mam świadomość, że endometrioza to choroba, która nie znika. To jednak potwierdzone, że da się z nią żyć, funkcjonować i spełniać marzenia. By mieć na to szansę potrzebuję pomocnej dłoni. Ty nią jesteś.