Miałem tylko 2% szans na przeżycie. Dzisiaj walczę, by odzyskać sprawność!

5 turnusów rehabilitacyjnych
Zakończenie: 13 Września 2019
Opis zbiórki
2% szans - tylko tyle dawali mi ratownicy medyczni, kiedy helikopter zabierał mnie z miejsca wypadku. To, że przeżyłem, jest prawdziwym cudem - każdy lekarz to przyznaje. Uszkodzony mózg, zmiażdżony rdzeń kręgowy, przerwana tętnica. Gdy się obudziłem w szpitalu, miałem jeszcze dwie nogi, ale potem wkradło się zakażenie, konieczna była amputacja. Dzisiaj - 5 lat od tragicznego wypadku - nie mam czucia od piersi w dół i każdego dnia walczę o samodzielność. To wszystko kosztuje majątek, a mi i moim rodzicom po prostu brakuje środków, by dalej walczyć. Proszę, nie pozwólcie mi stracić tego, co osiągnąłem. Muszę wierzyć, że jeszcze będzie lepiej…
Dzielę czas na dwie ery - tą przed wypadkiem i tą po. Przed wypadkiem byłem bardzo aktywny - dużo jeździłem na rowerze, pływałem i biegałem. Udało mi się nawet ukończyć maraton warszawski, szykowałem się powoli do udziału w triathlonie. Poza sportem moją pasją była (i nadal jest) fotografia i motoryzacja. I właśnie ta ostatnia niemal zabrała mnie na tamten świat…
Pasja zrodziła się, gdy miałem zaledwie 11 lat, potem dojrzewałem razem z nią. Jeździłem na wielu typach motocykli, miałem mnóstwo przyjaciół, z którymi połączyła mnie miłość to motorów. W sierpniu 2013 roku postanowiliśmy zrobić sobie motocyklowy wypad na Mazury. Nigdy tam nie dojechaliśmy…
Prowadziłem naszą kolumnę, gdy w pewnym momencie straciłem panowanie nad maszyną. Jechaliśmy tylko 60 km/h i do dziś nie wiem, jak to się mogło stać. Przewróciłem się, wpadłem pod nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Potem pamiętam tylko słowa ratowników w helikopterze: “wieziemy ofiarę wypadku, ale nie wiemy, czy dowieziemy żywą”.
Potem okazało się, że w tym miejscu dochodzi do wielu wypadków. Tydzień wcześniej w tym samym miejscu - w miejscowości Muntowo, między Rynem a Mrągowem - miał wypadek motocyklista, a trzy dni po mnie inny kierowca skończył tam swoje życie…
Życie uratował mi cud i bardzo dobrej jakości kask, który zaledwie dwa dni wcześniej pożyczyłem od kolegi. Gdybym jechał w swoim, już by mnie tu nie było… Dawali mi tylko 2% szans na przeżycie. Już w szpitalu podali mi krew, potem wystąpił wstrząs anafilaktyczny. Operacja się opóźniała, a w międzyczasie odłamany trzon kręgu uszkodził mi rdzeń kręgowy. Ratowali mnie na stole operacyjnym przez wiele godzin, a potem przez kolejne 20 dni byłem w śpiączce.
Gdy się wybudziłem, okazało się, że mój mózg funkcjonuje poprawnie! Lekarze nie mogli się nadziwić. Byłem słaby, nie czułem nic od piersi w dół, ale miałem nadzieję, że z każdym dniem będzie lepiej. Wiedziałem, że mam ogromną ranę na nodze, która na szczęście się goi pod opatrunkiem. Niestety, po przenosinach do innego szpitala owinęli mi nogę samą folią. Zdjęła mi ją dopiero mama, po 22 godzinach. I wtedy jej oczom ukazał się dramatyczny widok…
Tyle czasu wystarczyło, by wdało się zakażenie i martwica. Nie było innej możliwości - żeby nie dopuścić do sepsy, lekarze amputowali mi nogę powyżej kolana. Byłem w szoku, tak samo jak moi rodzice. Nie mieliśmy jednak siły dochodzić sprawiedliwości, wtedy były inne priorytety - moje życie znowu było w niebezpieczeństwie…
Dzisiaj - 5 lat od wypadku - dzięki ciężkiej pracy wielu osób, pomocy rodziny i przyjaciół, a także całkiem obcych mi ludzi - jestem tu, gdzie jestem. Nie mam nogi, nie czuję nic od piersi w dół, jednak zyskałem bardzo wiele. Umiem sam usiąść na wózku i poruszać się na nim. Na całe szczęście jestem w pełni świadomy. Lekarze twierdzili, że miałem ogromne szczęście, a udało mi się przetrwać to wszystko głównie dzięki bardzo silnemu i wytrenowanemu organizmowi.
Codzienne intensywne ćwiczenia i samozaparcie pomagają małymi kroczkami zdobywać coraz większą samodzielność. Jest to jednak żmudny i powolny proces, wymagający nieustannych ćwiczeń i terapii. Ciągle jednak jest nadzieja, która pcha mnie do przodu! Rdzeń nie jest przerwany, może jeszcze kiedyś będę w pełni samodzielny! Nie mam teraz innego marzenia… Chciałbym odciążyć rodziców, wrócić do swojego mieszkania, jednak jest to niemożliwe…
Pracuję na pół etatu, moi rodzice mają tylko emeryturę i chociaż pomagają mi jak mogą, ciągle brakuje nam pieniędzy na niezbędną rehabilitację, która jest moją jedyną nadzieją na samodzielność. Wiem, że już nigdy nie będę biegał, a tego mi najbardziej brakuje. Na motor też już nigdy nie wsiądę, ale nadal mogę fotografować motocykle… Wiele rzeczy straciłem wraz z wypadkiem, ale najważniejsze jest to, że zachowałem życie! Proszę Cię, byś pomógł mi dalej o nie walczyć…
Szymon