Tata Mai zmarł, dziś o zdrowie córki walczę sama. Tracę już siły...

6 turnusów rehabilitacyjnych
Zakończenie: 10 Sierpnia 2018
Opis zbiórki
Gdy tata Mai zmarł, zostałyśmy same. Przegrał z rakiem, choć tak długo walczył… Nie chciał zostawiać swojej córeczki, która urodziła się tak bardzo chora. Bał się, co zrobimy, gdy jego zabraknie… Dzisiaj z córeczką też walczymy, tylko już same. Ale Maja ma jeszcze szansę! Bardzo proszę, pomóż nam ją wykorzystać…
Moja córeczka ma dzisiaj 6 lat. Chociaż choroba zabiera jej dużą część dzieciństwa, Majeczka nie przestaje się uśmiechać. Jest moim cudem, który muszę chronić przed całym złem tego świata… Gdy nosiłam ją pod sercem, już wtedy drżałam o jej życie - ciąża zagrożona, poród możliwy tylko przez cesarskie cięcie. Od razu po urodzeniu odseparowali ją ode mnie - swojej mamy. Musiała trafić do inkubatora, gdzie od pierwszego oddechu walczyła o swoje kruche życie… Przyszła sepsa i zapalenie płuc. Te wszystkie traumatyczne przeżycia miały znacząco wpłynąć na jej przyszłość. Niestety - w zły sposób…
Kilka miesięcy po urodzeniu zdiagnozowano u niej wiotkość mięśni, co pociągnęło za sobą kolejne niepełnosprawności w rozwoju: opóźniony rozwój psychoruchowy, wiotkość stawów skokowych, kolanowych, łokciowych, w nadgarstku, oraz płasko-koślawość. Wiotkość mięśni spowodowała zez rozbieżny i brak widzenia obuocznego. Po 3 latach stałych wizyt u specjalistów został wyznaczony termin operacji oczek, na który czekałyśmy aż dwa lata...
Operacja miała odbyć się w styczniu 2016. Miesiąc przed wyznaczonym terminem operacji, po kolejnych konsultacjach z profesorami, została podjęta decyzja, że wymagana jest kilkuletnia rehabilitacja widzenia, by wzmocnić mięśnie i uzyskać widzenie w obu oczkach. Właśnie dlatego musimy czekać z operacją jeszcze kilka lat. Przed Mają jeszcze wiele ciężkich chwil - musi przejść operację obu nóżek, a po nich bolesną rehabilitację. Ale wierzę, że podołamy. Nie ma innego wyjścia...
Gdy Maja miała 1,5 roku, jak grom z jasnego nieba spadła na nas informacja o chorobie mojego męża. Diagnoza była najbardziej brutalna z możliwych - nowotwór… Zaczęła się wojna o życie taty Mai. Trwała dwa lata. Po drodze wygraliśmy kilka bitew, które pozwalały nam wierzyć w ostateczne zwycięstwo: trzy operacje, kilkanaście chemioterapii, radioterapia. Ale to wszystko nie przyniosło poprawy… Nowotwór dzień po dniu zjadał męża na naszych oczach... Maja miała 3,5 roku, gdy jej tata zmarł, zostawiając w naszych sercach ranę nie do zagojenia.
Dzięki Waszej pomocy Maja może przechodzić eksperymentalną terapię komórkami macierzystymi. Jesteśmy ogromnie wdzięczni! Sama terapia komórkami to jednak za mało…
Maja wymaga wieloprofilowej stałej rehabilitacji: optometria (rehabilitacja wzroku celem uzyskania widzenia obuocznego), psycholog, neurologopeda, rehabilitacja ruchowa, integracja sensoryczna, hipoterapia... Do tego raz na kwartał Maja wymaga uczestnictwa w turnusach rehabilitacyjnych, które są bardzo drogie, ale dają szansę na samodzielne funkcjonowanie Majeczki!
Zostałyśmy z Mają same na polu walki o jej zdrowie, ale to wszystko jest niezwykle kosztowne. Staram się jak mogę, by zapewnić córeczce wszystko, co jest niezbędne do poprawy jej zdrowia, chociaż nie raz przełykam łzy bezsilności… Bardzo prosimy o pomoc.
Maja z mamą Justyną