Tragiczny wypadek przekreślił wszystko. Mam rodzinę, muszę wrócić do życia...

turnus rehabilitacyjny, zakup aktywnego wózka
Zakończenie: 25 Czerwca 2019
Opis zbiórki
Taka tragedia może przydażyć się każdemu, spotkała akurat mnie… Przyjechałem prawie 2000 km do pracy, by zarobić pieniądze dla mojej rodziny. Na Ukrainie żyjemy tam, gdzie jest wojna. Synek ma 9 lat, został z żoną, która zarabia marne grosze. Praca w Polsce była naszą jedyną nadzieją, by godnie żyć. Niestety, spadłem razem z rusztowaniem, przerwał mi się rdzeń kręgowy. Zostałem sam, bez pieniędzy, pomocy, z dala od domu i bliskich. Tak zaczął się koszmar…
Moment upadku pamiętam bardzo dobrze. Od razu przyszła mi do głowy tylko jedna myśl - jest źle, nie będę mógł pracować, co będzie z moją rodziną? W Polsce pracowałem oczywiście legalnie, na umowę-zlecenie. Przyjeżdżałem na kilka miesięcy na budowę zarobić i potem wracałem do rodziny. Nie podejrzewałem, że tym razem będzie inaczej, że już nie wrócę, a na pewno nie tak, jak zawsze…
Był koniec wakacji zeszłego roku, dzień jak co dzień w pracy. Nagle, z niewyjaśnionych do dzisiaj przyczyn, rusztowanie, na którym pracowałem przewróciło się spadając 15 metrów w dół. Szpital, badania, diagnoza - uszkodzony kręgosłup na odcinku TH12 i paraliż… Miesiące w szpitalu, uczucie beznadziei, bezradności… Całe życie pracowałem, jak najlepiej umiałem dbałem o rodzinę, a teraz leżałem przykuty do łóżka, w obcym kraju, z wyrokiem kalectwa, nieopisanym bólem ciała i duszy… Nie mogłem się jednak poddać, załamać. Musiałem walczyć, wziąć się w garść, by znów być wsparciem dla żony i synka, by móc wrócić do domu…
Trafiłem do ośrodka rehabilitacyjnego, pomogli obcy mi ludzie, z niesamowicie wielkimi sercami. Nie pozwolili mi się poddać, chociaż wypadek był dopiero początkiem nieszczęść… Nie wiadomo kiedy i czy dostanę odszkodowanie, zebranych środków i wszystkich oszczędności wystarczyło mi na podstawowy wózek inwalidzki i 1,5 miesiąca rehabilitacji w fantastycznym ośrodku. Dwa tygodnie temu musiałem wrócić na Ukrainę… Z jednej strony radość - w końcu zobaczę bliskich! Z drugiej poczucie pustki.. Wychodziłem z domu o własnych nogach, wracam jako kaleka. Ledwo robię podstawowe rzeczy wokół siebie, od Państwa na Ukrainie nie ma żadnego wsparcia. Mieszkamy w bloku bez windy na 4 piętrze w maleńkim mieszkaniu. W łazience wanna, trudno mi się nawet umyć… Zostałem więźniem i chociaż walczę, jestem w tej walce sam…
Bardzo proszę o wsparcie. Jeśli uda się zebrać więcej środków, będę mógł wrócić do Polski, rehabilitować się chociaż jeszcze kilka miesięcy, nauczyć żyć na wózku, by móc choć samodzielnie wyjść z domu, iść do jakiejkolwiek pracy… Wiem, że to możliwe, ale potrzebne są pieniądze, których moja rodzina już nie ma. Tu jest trudne życie, działania wojenne, o których już nikt nie mówi - ta wojna trwa tyle lat, przestała być medialna. Ja jednak cały czas widzę skutki wybuchów, słyszę ich odgłos. Patrzę na ten straszny świat z okien, bo nawet uciec - gdy będzie taka konieczność - nie będę mógł… Bardzo proszę, pomóżcie mi wrócić do życia.
Włodzimierz
***********************************************
Pan Włodek trafił do nas do ośrodka w strasznym stanie. Wypisali go ze szpitala, na wypisie informacja: “pacjent samodzielnie porusza się na wózku”. Papier przyjmie wszystko, ale pan Włodzimierz nawet nie był w stanie samodzielnie się obrócić… Powiedziano nam, że sprawa jest prosta, praca legalna, więc pewnie niedługo przyjdzie ubezpieczenie, będą środki na rehabilitację. Rzeczywistość okazała się niestety o wiele bardziej skomplikowana.
Zapłacił tyle, ile mógł - ze wszystkich swoich oszczędności, ze środków, które udało się zebrać dzięki dobrym ludziom. Mieliśmy tylko półtora miesiąca, by jak najbardziej go usprawnić. Pieniędzy z ubezpieczenia nie było i nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle będą. Okazało się, że pomiędzy Panem Włodzimierzem a firmą, która go zatrudniła, jest z sześciu pośredników. Każdy zwala winę na każdego, nie wiadomo nawet, z kim się sądzić. Sytuacja jest tragiczna…
Pan Włodek potrzebował specjalistycznego wózka, ale starczyło nam tylko na taki podstawowy. NFZ nie dofinansował, bo jak się o to staraliśmy, nie był już w szpitalu. Gdy tam był, nie wiedział, nikt mu nie powiedział… Potem było już za późno. Chcielibyśmy pomóc mu jeszcze bardziej, postanowiliśmy zgłosić Pana Włodzimierza do fundacji, rozpocząć zbiórkę. Jeśli się uda, będzie mógł do nas wrócić, żebyśmy nauczyli go samodzielności na wózku, której tak bardzo potrzebuje. Na Ukrainie, na Zaporożu, sytuacja jest tragiczna, tam nie ma żadnych szans… Jesteśmy w stanie nauczyć go nawet zjeżdżać na wózku ze schodów, by mógł wyjść z więzienia swoich czterech ścian, a na to potrzeba czasu i mnóstwo, mnóstwo pracy. Niestety, także ogromnych środków…
Jesteśmy pełni nadziei, że znajdą się ludzie, którzy będą w stanie pomóc w tej dramatycznej sytuacji. Ten wypadek nie musi jeszcze oznaczać końca normalnego życia.
Przemysław, rehabilitant