Oprócz błękitnego nieba nic mu więcej nie potrzeba

przenośny koncetrator tlenu
Zakończenie: 14 Sierpnia 2016
Rezultat zbiórki
W imieniu Mateuszka dziękujemy wszystkim Darczyńcom i każdemu z osobna
za okazaną pomoc w zakupie przenośnego koncentratora.
DZIĘKUJEMY!
Rodzice Mateusza
Opis zbiórki
Zobaczyć błękit nieba. Poczuć na twarzy promienie słońca. Pooddychać świeżym powietrzem. Coś, co dla nas jest niezauważanym w ferworze codzienności drobiazgiem, dla Mateusza jest największym marzeniem. Wyjść z domu i chociaż na chwilę zobaczyć słońce. Niczego więcej nie pragnie.
Mati, Pyziu, starszy brat, ukochany syn... niepełnosprawny. Nie z własnej winy. Niepotrzebnie przedłużana akcja porodowa, podduszenie, siny na twarzy chłopiec... Te wspomnienia prześladują mamę w snach. Pierwsze tygodnie Mateusz spędził na dziecięcym oddziale intensywnej terapii. Miał być zdrowy, a nie wiadomo było nawet, czy przeżyje. Mateusz był jednak silniejszy od śmierci. Wyrwał się jej, jednak na jego maleńkim organizmie zostawiła piętno, które nosi ze sobą już od 18 lat.
Miał 3 miesiące, kiedy zrozpaczona rodzina otrzymała druzgocącą diagnozę: dziecięce porażenie mózgowe. Potem dołączyła do niego kolejna przeciwniczka: padaczka.
Wydawało się jednak, że będzie dobrze, że Mateusz ma szansę namiastkę normalnego życia. Po pierwszych latach życia Mateusza, kiedy względnie dobre zdrowie pozwalało mu nawet na uczęszczanie do specjalistycznego przedszkola, nastąpiło pogorszenie. Mati musiał trafić do szpitala, gdzie założono mu PEG – sondę, przez którą jedzenie jest podawane prosto do żołądka. Jest przez nią karmiony do dziś. Rozpoczęły się także przewlekłe infekcje górnych dróg oddechowych oraz pęcherza moczowego. Każda kolejna choroba pogarsza jego stan…
Mateusz jest dzisiaj dzieckiem leżącym, nie mówi, nie siada, nie trzyma sam głowy. Wiele można jednak wyczytać z jego spojrzenia, które świadczy o tym, że jest świadomy i rozpoznaje otaczający go świat. Chłopcu niezbędny stał się sprzęt medyczny: ssak, koncentrator tlenu, pulsoksymetr stale są przy jego boku, monitorując jego stan i pomagając mu lepiej oddychać. Od jesieni, kiedy przyplątało się kolejne zapalenie płuc, Mati niemal cały czas musi być wspierany tlenem z koncentratora…
Był taki moment, gdy po Mateuszu widać było, że naprawdę jest szczęśliwy. Było to w zeszłym roku, latem. Mama i brat wspólnymi siłami zanieśli go wtedy do ogrodu. Chłopiec leżał na świeżym powietrzu, grzał się w słońcu, słuchał dźwięków i czuł zapach kwiatów. Tak mało, a dla Mateusza tak wiele. Móc opuścić ściany domu chociaż na chwilę i poczuć piękno świata, które jest poza nim…
Dziś Mateusz leży w domu. Jego spojrzenie jest smutne i pełne tęsknoty. Żeby wyjść na zewnątrz musiałby mieć przenośny koncentrator tlenu. Bez niego się udusi. Taki sprzęt kosztuje jednak kilkanaście tysięcy złotych, wykracza poza jakiekolwiek możliwości finansowe rodziny. Mama Mateusza woli nawet nie myśleć, co mogłoby się stać, gdyby na dłużej zabrakło prądu w mieszkaniu, ponieważ stacjonarny koncentrator tlenu potrzebuje stałego dostępu do sieci elektrycznej. Stacjonarny koncentrator również nie należy do nich - jest wypożyczony z Domowego Hospicjum Dziecięcego, którego chłopiec jest pacjentem.
Brak przenośnego sprzętu to jednak nie tylko zrujnowanie marzeń Mateusza i możliwości, by opuścił dom. Gdyby coś się stało, niemożliwa jest wizyta u lekarza specjalisty. Tlen w każdej chwili może być potrzebny. Bez koncentratora go nie będzie, a to oznacza tylko jedno – śmierć. Problemów i czarnych scenariuszy jest wiele… Pomóżmy zatem przepędzić je, jak chmury z letniego nieba, które tak bardzo chciałby zobaczyć Mateusz.
Spójrz za okno, rozejrzyj się dookoła, poczuj wiatr na twarzy. To, co dla Ciebie jest oczywistością, dla Mateusza jest niemożliwe. Pomyśl, jak byś się czuł, gdyby zostało Ci to odebrane. Gdyby zamiast twarzy ludzi na ulicy i zieleni drzew na zawsze musiałbyś widzieć biały sufit mieszkania.
Podaruj Mateuszowi kawałek nieba – dosłownie i w przenośni. To dla Ciebie tak niewiele, a dla niego wszystko.